„Milusioki” w Warszawie, czyli o tym jak Górale zachwycili się stolicą.

,,Milusioków” imię nigdy nie zaginie, Ani na wiyrsycku, ani na dolinie”… Taką przyśpiewkę usłyszeliśmy kiedyś, podczas ,,Dnia Milusioka” z ust Wiceministra Sportu i Turystyki, Andrzeja Guta- Mostowego. Długoletni przyjaciel grupy regionalnej w ten sposób wyraził swój podziw dla zaangażowania i kunsztu jej członków oraz opiekunek. I oto nadszedł czas, aby, zwiedziwszy wcześniej ,,wiyrsycki” południowej Polski, zawojować również tereny nizinne. Trzydniowa wycieczka krajoznawcza grupy regionalnej ,,Milusioki” mogła dojść do skutku właśnie dzięki staraniom pana Andrzeja Guta – Mostowego. Staliśmy się bowiem, jako dzieci z niepełnosprawnością oraz ich opiekunowie, beneficjentami ,,Programu rozwoju turystyki społecznej sprzyjającej aktywności fizycznej społeczeństwa”. Zadanie . Zostaliśmy objęci projektem Towarzystwa Gimnastycznego ,,Sokół” Gniazdo w Zakopanem pod nazwą ,,W Polskę pod skrzydłami Sokoła”. Wycieczka do Warszawy to było dla ,,Milusioków” wyjątkowe przeżycie. 51 osobowa grupa dzieci i młodzieży w różnym wieku oraz z różnym stopniem niepełnosprawności intelektualnej, wraz z rodzicami i nauczycielami, wyruszyła w drogę wcześnie rano, we wtorek, 28 listopada. Podróż upłynęła nam bezproblemowo, mimo złych warunków atmosferycznych i drogowych, co było niewątpliwą zasługą kierowcy, pana Roberta i pani pilot Karoliny z biura podróży Teedy – Camp; za co serdecznie im dziękujemy. Warszawską przygodę rozpoczęliśmy od podziwiania bryły Zamku Królewskiego i zanurzenia się w klimat Warszawskiej Starówki i Krakowskiego Przedmieścia – bardzo ciekawie i obrazowo historię i teraźniejszość tych miejsc przybliżył nam pan przewodnik Jurek. Finałem pierwszego dnia pobytu było obejrzenie zmiany warty przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Zmęczeni podróżą i zwiedzaniem doceniliśmy komfort Hotelu Patron oraz pyszną kolację – sen szybko nas zmorzył. Drugi dzień w Warszawie to był naprawdę bardzo intensywny i ciekawy czas. Przedpołudnie spędziliśmy w Centrum Nauki Kopernik. Takie muzeum to my uwielbiamy – dotykaliśmy, obserwowaliśmy, doświadczaliśmy, poszukiwaliśmy rozwiązań, graliśmy na zwariowanych instrumentach, tańczyliśmy, rysowaliśmy, mierzyliśmy, ważyliśmy, słowem; bardzo aktywnie spędziliśmy czas, zdobywając wiedzę z różnych dziedzin nauki. Każdy z nas mógł poczuć się jak badacz, odkrywca i kreator rzeczywistości, a wielozmysłowe doznania sprawiły, że wcale nie chcieliśmy opuszczać tego magicznego miejsca. W Centrum zjedliśmy pyszny obiad wraz z, wspomnianym już, wiceministrem Andrzejem Gutem Mostowym, który bardzo interesował się programem wycieczki oraz był ciekawy naszych wrażeń. Kolejny punkt na naszej mapie zwiedzania Warszawy to Stadion Narodowy. Oszołomił nas jego ogrom, obserwowany z punktu widokowego, mieliśmy możliwość wejścia na płytę boiska, poczuliśmy się jak kibice, siedząc na widowni, zrobiliśmy mini konferencję prasową w Press Roomie, ale największe wrażenie na wszystkich zrobiła szatnia piłkarzy reprezentacji Polski. Wiadomo. Dopełnieniem tego bardzo aktywnego dnia była wizyta w Wilanowie, czyli pałacu – rezydencji króla Jana III Sobieskiego i spacer po Królewskim Ogrodzie Świateł. Spektakularna iluminacja, interaktywne instalacje świetlne oraz rozbrzmiewająca w tle muzyka, mające przywoływać historię tego miejsca, zrobiły na nas niesamowite wrażenie. Okrzykom zachwytu i zdumienia nie było końca. Jeśli myślicie, że po tak intensywnym dniu poszliśmy spać zmęczeni wrażeniami.., to się mylicie. Wieczorem zorganizowaliśmy super dyskotekę. No cóż, Górale pokazali Warszawie, ja się tańczy i dobrze się bawi przy muzyce. Ostatni dzień pobytu to spacer po zespole pałacowo – ogrodowym Łazienki Królewskie, oraz obowiązkowy punkt zwiedzania Warszawy, czyli podziwianie panoramy miasta z tarasu widokowego znajdującego się na 30 piętrze Pałacu Kultury i Nauki. Zapierające dech w piersiach widoki zrobiły na nas ogromne wrażenie, a setki zrobionych fotografii pozwolą zachować je na długo w pamięci. Po pysznym obiedzie w klimatycznej restauracji „Sosiser”, wyruszyliśmy z powrotem ku naszym ukochanym górom, by wieczorem paść w objęcia stęsknionych rodziców. Teraz już wiemy, że stolica to piękne i ciekawe miasto i mamy apetyt na zwiedzanie innych, podobnych, albo zupełnie innych miejsc. Jednak to w górach, wśród naszych ,,wiyrsycków” jest wszystko, co kochamy. Nie na darmo śpiewamy już od lat wraz z „Gronickami”: „ Tu Tatry prawie do nieba, tu ludzie tacy jak trzeba Tu moje zycie, scyńście me i moja łza. Tu stoi mój rodzinny dom, tu sami śwarni chłopcy są To ma kraina, drugiej takiej ni ma”.